18 listopada 2011

Ratujmy FSO

Drombo zawitał ostatnio na sześćdziesiątych urodzinach Fabryki Samochodów Osobowych, co prawda ze względu na ogólny chłód panujący tego dnia zarówno na zewnątrz jak i wewnątrz pojazdu, udało się jedynie zdmuchnąć świeczki pod PeKiNem. Pod bramę którą opuszczał po raz pierwszy 22 lata temu nie dotarł ...ale co się odwlecze...!


z lewej strony młodszy brat...

...prawej strony również...

  ogólnie doborowe towarzystwo!

 Co prawda Drombo był pojazdem o najmniejszym stopniu wypolerowania lakieru, ale i tak doskonale się wpisał w otaczający krajobraz!

19 września 2011

Drombo na ołtarze dostarcza!

Z tego miejsca chcieliśmy złożyć po raz tradycyjnie pierwszy Iwie i Tanderowi

 Najlepsze życzenia, zdrowia, szczęścia i jeszcze raz pieniędzy,
oraz co by dzieci tyle było co kilometrów na liczniku Dromba!


Życzą: Drombo Alf Maćko Hessus i Rychu!

25 sierpnia 2011

A było to tak:

mimo deszczu i późnej pory wielu przyjaciół i sympatyków przyszło wyprawić nas w podróż. Wielkie dzięki Wam wszystkim razem i z osobna, za przybycie, wsparcie i kopniaka na rozpęd) nawet nie wiecie jak wielką radochę nam tym sprawiliście(może nie było tego po nas widać, każdy miał stracha, w końcu nie codziennie jedzie się starym polonezem do Szkocji... )

Były śmiechy, żarty, uściski, podpisy, życzenia, podobno łzy, ale to raczej deszcz i niestosowne rysunki Piotra Siennickiego, któremu nie dziękujemy!!;)...
Pablo! Blubo! uratowaliście nam życie tymi Tygrysami!!Dzięki!


 
...a w Katowicach świeciło słoneczko:



no i zrobił się korek na 130 aut...jakieś 3-4 godziny stania:


 
aż w końcu przyjechała policja by całą złombolową swołocz wyprowadzić z miasta na ostatnim polskim tankowaniu odkryliśmy drobny wyciek płynu chłodzącego..nic wielkiego, jedziemy dalej!

Autobany, Alf prosto jak w morde strzelił...no i strzeliła opona..czas wymiany pod presją niemieckich klaksonów za plecami lepszy niż u Kubicy;) a serwis forda za darmo nam oponkę naprawił! dziękujemy i pozdrawiamy!


taki widoczek na śpiące złomy:


i załadowali nas na prom...podróż promem..."to już wolę w pław polonezem niż tu sterczeć"
                    
w tym miejscu wypadało by pokazać choćby fotę z pierwszego ronda na odwrót, ale nasz fotograf uznał to za nieistotne.. zjechaliśmy z promu, jazda po angli to nic strasznego, po prostu nie da się inaczej niż prawidłowo wjechać na te ronda, jakieś 30 km za promem co daje jakieś 20 mil. znowu złapaliśmy gumę, ot taki kawalerski wypad;)

Pobłądziliśmy troszkę po okolicach londynu, niestety polonez na promie miał chorobę morską i nie dawał nam   prądu do gniazd zapalniczki, jakoś jednak udało nam się dojechać do Tomasza Grzędy, Bedford. Korzystając z jego gościnności spędziliśmy noc w domowych warunkach! dzięki Tomasz!!
  i naprawiliśmy prąd, połaskotaliśmy rozrusznik i dalej w drogę!
 ...do wulkanizacji...tak..tak to wyglądało...
Odwiedziliśmy po drodze Grace, Ali, Nicole i Marka (Stanton Hill)
zawitaliśmy na śmierdzącą górę Górników
taki nasz stały punkt programu:

Szkocjo nadchodzimy!!



nasz nocleg w Szkocji;)
a rano nie obyło się bez podnoszenia maski...


niestety...polonez był niezniszczalny, chciał jechać i jechać i jechać..tylko czasem trzeba było dłużej budzić



śniadanko w Edynburgu:





LOCH NESS!!!

załoga ciągle dbała o stan techniczny oraz porządek NA pokładzie:


wszyscy razem nad Jeziorem Loch Ness:


potwora nie była ale i tak było zajebiście!

W drodze powrotnej również zawitaliśmy do Tomka, mijaliśmy parę ciekawych miejsc, ale niestety pan fotograf miał nudności;)
tu zdjęcie na obwodnicy Londynu:

 Drombo i jego Banda w kołpaku...w komplecie!

 ostatnie spojrzenie na białe wzgórki yyy... tzn Klify Dover oczywiście

i znowu nas zamknęli na promie..
mewy sobie karmiliśmy:



Spełniliśmy Marzenie Hessusa!
 
...kupił sobie we Francji "le big maka"

do Amsterdamu zawitaliśmy późną nocą, lub jak kto woli wczesnym rankiem, a tak wyglądał rychu późnym rankiem:

 Zrobiliśmy sobie czerwono zielony spacer po stolicy Holly Landu


  i się Hessus nawet na zdjęcie załapał:


Z Amsterdamu jechaliśmy już bezpośrednio do Pruszkowa,  jakieś 1300 km, z postojami na tankowanie, siku, jedzenie no i oczywiście zmianę koła na niemieckiej autostradzie...ostatnie 700 km przejechaliśmy bez zapasu, Jezusek Świebodziński musiał nas jednak dojrzeć gdy pruliśmy tuż pod jego ramieniem i pobłogosławił nas niechybnie. Polskie drogi, mimo iż przywykli do nich byliśmy(tak nam się zdawało), zaskoczyły nas negatywnie stanem swojego zepsucia. Mimo wszystko, z lekką obsuwą dotarliśmy całą naszą piątką(Tander, Hessus, Maćko, Rychu no i Afl) do domu. Rano spotkało nas miłe zaskoczenie w postaci komitetu powitalnego w którego skład weszli Rodzice Maćka, Rodzice Rycha, Kaśka (dziewucha Maćka a zarazem siostra rycha ) no i szampan! Drombo zaciągnął szampana w chłodnice i daliśmy mu odpocząć.


5 676 km
4 kumpli 
22 letni polonez
3 opony
2556 zł zebranych od darczyńców!!!
milion wspomnień!!!
nie długo jednak będzie  Drombo sobie odpoczywał, niebawem czeka go zaszczytna funkcja dostarczenia Pary Młodej na ślub, wesele....i noc poślubną;) ale o tym następnym razem!


rysiek.